Wszyscy wiemy o tym, że były prowadzone liczne badania na temat wpływu muzyki na wzrost roślin czy na wielkość dziennego udoju. Nikt jednak nie badał czy bezduszne systemy informatyczne i telekomunikacyjne mogą mieć jakieś muzyczne upodobania.
Nie pierwszy raz Aiton Caldwell wyprzedza wszystkich:) Jak to zwykle bywa z „odkryciami” – o większości z nich decyduje przypadek (kto pamięta o tym, że wynalazca penicyliny ubił bakterie przez zwyczajną niechlujność?), przejdźmy jednak do meritum.
Przy jakościowych testach połączeń przez jednego z naszych operatorów, znudzeni ciągłą wymianą liczebników miedzy uczestnikami testu (a próbowaliśmy je wymieniać stosując różne ciągi, w tym Fibbonacci’ego), postanowiliśmy zastąpić usta testera głośnikiem. Dzwoniliśmy z platformy przez testowanego operatora do sieci stacjonarnej PSTN, gdzie stał owy głośnik i nadawał. Nie mieliśmy jednak pod ręką nagranych kolejnych liczebników, posłużyliśmy się więc kilkoma utworami znanych wykonawców.
Testy dały wynik, który zaskoczył nas całkowicie. Nie każdą bowiem muzykę system operatora był w stanie znieść. Można by tu sporządzić cały ranking utworów, do których system miał wstręt, lecz na potrzebę tego tekstu podam pojedynczy przykład. Dokładnie w chwili 1:04 odtwarzania „Message in a Bottle” Stinga, system operatora miał dość i rozłączał połączenie. Powtarzalne w stu procentach! Minuta i cztery sekundy – koniec połączenia.
No i bylibyśmy pewnie juz pod opieką ludzi w białych kitlach, gdyby nie krótkie oględziny sygnalizacji przychodzącej od operatora. Operator ten interpretuje specyficzne dźwięki muzyki jako sygnał faksu i próbuje zmienić protokół na t.38, co nie podoba się zwykłemu telefonowi IP.
A może warto zostawić technikę i zrobić ranking anty-przebojów gateway’a operatora? Może jednak system „telco” ma duszę…?
[MZm]