Truizmem jest stwierdzenie, że internet stał się elementem obecnym w naszym życiu na równych prawach co sen, praca, czy spożywanie posiłku. Jego rozwój zaś jest na tyle silnie skorelowany z rosnącym wpływem na nasze codzienne życie, że znajomość podstawowych terminów z nim związanych zaczyna być niezbędna do zrozumienia nie tylko rozmów między zaprzyjaźnionymi informatykami, ale już także tych zasłyszanych w środkach komunikacji miejskiej bądź na imprezach. Czas przyswoić kolejny z nich.
Mieć czy tylko użytkować
Słowem-kluczem do zrozumienia cloud computingu jest usługa. Jako taka polega ona na powierzeniu (do określonego stopnia, o czym w późniejszej części tego wpisu) zarządzania zasobami komputerów ich użytkowników firmom zewnętrznym. W szerszym kontekście definicja ta jest niestety o tyle niewyczerpująca, co dyskusyjna. Dlatego też dla ułatwienia sprawy posłużmy się analogią w postaci zakupu bądź wynajmowania mieszkania. W przypadku drugiej wymienionej możliwości skala ingerencji w jego wystrój może być wręcz olbrzymia, jednak zawsze ograniczona faktem, że to nie my jesteśmy właścicielami. To ograniczenie jednak może być zbawienne, jeśli uświadomimy sobie, ile obowiązków w związku z takim stanem rzeczy nas omija. Płacimy jedynie za użytkowanie – podobnie jest w przypadku cloud computingu. Subiektywna ocena tego zjawiska zależy od tego, na ile cenimy sobie posiadanie kontroli nad otaczającym nas światem. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że cloud computing, z całym wachlarzem korzyści z nim związanych, stopniowo przestaje być możliwością, a zaczyna najlepiej opłacalną niezbędnością.
Zakres możliwości
Jak zostało już wcześniej wspomniane, istnieją różne stopnie zależności od zewnętrznych dostawców w ramach korzystania z „chmury”. Najczęściej rozróżniane są cztery modele cloud computingu, każdy kolejny będący rozszerzoną formą poprzednika:
- Kolokacja: najstarszy, prototypowy wariant usługi cloud computingu, w związku z czym nie zawsze wyodrębniany. Najprościej będzie powiedzieć, że płacimy w tym przypadku za miejsce i „opiekę” (prąd, klimatyzacja, itp.) nad serwerami. Zakup m.in. sprzętu, oprogramowania, systemu operacyjnego leży po stronie klienta.
- Infrastructure as a Service (IaaS): model polegający na dostarczeniu klientowi “infrastruktury” informatycznej, czyli sprzętu, serwisowania oraz oprogramowania (opcjonalnie). Innymi słowy jest to kolokacja, w której dodatkowo otrzymywany jest sprzęt, a koszty wynikają z jego faktycznej eksploatacji. Sztandarowym przykładem tak funkcjonującej chmury jest Amazon EC2.
- Platform as a Service (PaaS): czyli sytuacja, gdy dostawca zaopatruje klienta w platformę aplikacyjną, po której porusza się za pomocą np. przeglądarki. Najpopularniejszy przykładem jest tu Windows Azure, choć alternatywne warianty dostarczają także Google i Amazon.
- Software as a Service (SaaS): ostatnie na chwilę obecną stadium rozwoju cloud computingu. Najbardziej dostosowane do potrzeb klienta, któremu oferowane są konkretne rozwiązania w postaci programów/aplikacji. Usługą w tym wypadku jest sam program i jego określone funkcje. Na tej zasadzie działają takie aplikacje, jak Gmail czy Google Docs, chodź przykłady można tu mnożyć w nieskończoność, jako że mówimy o najpopularniejszej gałęzi cloud computingu.
Pochmurna przyszłość?
Choć nie brakuje sceptycznych opinii na temat cloud computingu, sprowadzanie jego istoty do chwilowego trendu czy, co gorsza, modnego tematu należałoby uznać za skrajną ignorancję. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę dwa aspekty całej sprawy. Po pierwsze – zjawisko funkcjonuje w świecie informatyki znacznie dłużej niż nazwa, jaką zostało opatrzone. Po drugie – krytycy powołujący się choćby na idee anty- i alterglobalistyczne wciąż nie potrafią przeciwstawić ich całemu arsenałowi zalet cloud computingu, wśród których wymieniane są m.in. niski koszt, elastyczność wobec potrzeb klienta oraz bezpieczeństwo danych. A że nie wszystko zależy od klienta? Czasem mniej naprawdę znaczy więcej.